Chronologia wydarzeń historii Nibiru i Anunnaki.

 

===========================================================

 

Autor tekstu: Cecylia Ruder

Oryginał: Racjonalista.pl


Enuma Elisz jako element naszej historii.
 

Niemniej zdumiewająca jest treść sumeryjskiego eposu Enuma Elisz. Epos ten opisuje Niebiańską Bitwę, czyli przebieg tworzenia się naszego Układu Słonecznego wraz z kosmiczną katastrofą, która nadała układowi ostateczną strukturę. Jaki był przebieg tej Niebiańskiej Bitwy ?
 

Na początku uformował się Apsu (Słońce) wraz z planetami Mummu (Merkury) i Tiamat. Przestrzeń między Apsu i Tiamat była wypełniona materią, która uformowała się w kolejne planety Lahmu (Mars) i Lahamu (Wenus). W następnej kolejności powstały wielkie planety Anshar (Saturn) i Kishar (Jowisz). Część materii oderwała się z Anshara formując dwie bliźniacze planety Anu (Uran) i Nudimmud (Neptun) oraz Gaga (Pluton), który stał się satelitą Anshara. Orbity powstałych planet nie były stabilne. Gdy zbliżały się do siebie działanie sił grawitacji powodowało wyrywanie z nich materii i tworzenie się satelitów. Będąc skrajną planetą Układu Słonecznego Nudimmud/Neptun miał kontakt z „odległą przestrzenią oceanu" - kosmosem. To stamtąd pojawił się Nibiru i dostał się w pole grawitacji Nudimmuda/Neptuna, po czym zakrzywiając swoją orbitę wszedł do wnętrza Układu Słonecznego. Nibiru znajdował się jeszcze w fazie plastycznej, więc siła grawitacji Nudimmuda/Neptuna utworzyła w Nibiru wybrzuszenie, które po zbliżeniu się do Anu/Urana spowodowało wydarcie z niego materii i utworzenie 4 satelitów. Ważne jest także to, że Nibiru wszedł do wnętrza Układu Słonecznego w kierunku przeciwnym obiegowi planet wokół Słońca, a więc tym samym znalazł się na torze kolizyjnym. Mijając Anshara/Saturna Nibiru wyrwał z niego nieco materii tworząc 3 dodatkowe własne satelity, a satelitę Anshara — Gaga/Plutona skierował na nową orbitę. Zakrzywiając coraz bardziej swój tor Nibiru dążył do nieuchronnej kolizji z Tiamat otoczonej przez jej satelitów, z których największym był Kingu (Księżyc). Siła grawitacji obu planet spowodowała zakłócenia w ich orbitach a jeden z satelitów Nibiru wbił się w Tiamat. Po zatoczeniu koła wokół Słońca Nibiru zyskał stałą orbitę wokółsłoneczną, po czym dotarł na miejsce kolejnego starcia z Tiamat. Następne uderzenie rozłamało Tiamat. Część jej — Ki (obecnie Ziemia) wraz z satelitą Kingu/Księżycem skierowana została siłą potężnych uderzeń na nową orbitę bliżej Słońca, a pozostała część Tiamat wraz z resztą jej satelitów rozerwana została w pasmo planetoid obiegających Słońce zgodnie z dawną orbitą macierzystej planety, przemieszczona na orbity wokół innych planet oraz wyrzucona z Układu Słonecznego w postaci komet.
 

Ze szczegółami przekazów sumeryjskich i ich późniejszych kopii zapoznać można się w pracach zbiorczych znanego archeologa, historyka i znawcy pisma klinowego, prof. Zecharii Sitchina.
 

Warto teraz spróbować zweryfikować wiarygodność tych opowieści. Pozostawmy na razie na boku sprawę wizyty „obcych" na naszej Ziemi i zajmijmy się tylko tymi faktami, których prawidłowość daje się weryfikować za pomocą konfrontacji ze stanem naszej aktualnej wiedzy.
 

Badania archeologiczne wykazały, że w czasach sięgających 100 000 lat p.n.e. prowadzone były w południowej Afryce (Suazi i Zulu) rozległe prace górnicze. W tym zakresie sumeryjskie przekazy zostały więc potwierdzone.
 

Znajomość procedur inżynierii genetycznej pozwala nam również ocenić rzetelność przekazów sumeryjskich pod kątem drogi prowadzącej do stworzenia człowieka. Po przeprowadzeniu udanych prób klonowania, zapładniania in vitro, implantacji zarodków i co najważniejsze, opracowaniu technologii rekombinacji DNA (przez zespoły Ralpha Brinstera na Uniwersytecie Pensylwańskim i Richarda Palmitera w Instytucie Medycznym Howarda Hughesa) wiemy dziś, że najpewniejszym sposobem wprowadzenia nowego materiału genetycznego jest wykorzystanie plemnika jako nosiciela tego materiału (prace zespołu Corrado Spadafory’ego w Instytucie Technologii Biomedycznej w Rzymie). Dokładnie taką właśnie technikę przy tworzeniu ludzi zastosowali zgodnie z przekazem Sumerów obcy przybysze. Wszystko na to wskazuje, że ewolucja doprowadziłaby tak czy inaczej do powstania istot rozumnych, przybysze jednak przyspieszyli ten proces.
 

Nauka wykazała, że ewolucja postępowała stopniowo do momentu wytworzenia około 1,5 mln lat temu hominida Homo erectus. Dalej ślad się urywa i około 300-200 tys. lat temu (nie ma tu pełnej zgodności danych) bez żadnej oznaki stopniowej przemiany pojawił się Homo sapiens. Wesley Brown i Rebecca Cann, niezależnie od siebie, ustalając współczynnik naturalnej mutacji DNA w mitochondriach osobników żeńskich różnych ras wyliczyli, że mitochondrialna Ewa zdolna do rozrodu pojawiła się około 300 — 150 tys. lat temu na terenie Tanzanii, Kenii i Etiopii. Wyniki tych ustaleń zbiegają się idealnie z czasem pojawienia się gatunku Homo sapiens. Czas ten i miejsce (na północ od Abzu) zgodne są też z treścią przekazów sumeryjskich. Właśnie wtedy zgodnie z sumeryjskim przekazem miał miejsce bunt Anunnaki w kopalniach złota w południowej Afryce i rozpoczęto prace nad stworzeniem robotników pomocnych w realizacji najcięższych prac.
 

Hipoteza kosmicznej katastrofy, która zmieniła początkową strukturę naszego Układu Słonecznego, została przyjęta przez naukę po przeanalizowaniu danych przekazanych przez Voyagera 2. Katastrofa ta pozostawiła swój ślad m.in. w postaci:
- nachylonej osi Ziemi, Urana i Plutona w stosunku do płaszczyzny ekliptyki,
- orbity Plutona oraz orbit księżyców Urana niezgodnych z płaszczyzną ekliptyki,
- pasa planetoid między Marsem i Jowiszem,
- wstecznego kierunku obiegu Trytona wokół Neptuna.
 

Oceniono, ze katastrofa ta miała miejsce około 4 miliardy lat temu. James Christie, Robert Harrington i Thomas Van Flandern (U.S. Naval Observatory) po serii symulacji komputerowych doszli do wniosku, że planeta inwazyjna, która doprowadziła do katastrofy była 2-5 razy większa od Ziemi, wtargnęła do Układu Słonecznego pod kątem 30o w stosunku do płaszczyzny ekliptyki, poruszając się w kierunku przeciwnym niż planety Układu Słonecznego. Oceniono, że półoś orbity planety inwazyjnej była rzędu 100 j.a. (zasięg sił grawitacji naszego Słońca sięga prawie połowy odległości do najbliższej gwiazdy). Koncepcja ta i dane liczbowe całkowicie zgadzają się z przekazami sumeryjskimi, a poszukiwania tej planety przechwyconej przez pole grawitacyjne Słońca przestało już być zagadnieniem czysto akademickim. Analiza perturbacji w orbitach Urana, Neptuna i Plutona wykazała obecność w układzie planety o cyklu orbitalnym co najmniej 1000 lat, krążącej wokół Słońca w odległości co najmniej 2,4 miliarda km za Plutonem. Przeprowadzone obliczenia wskazały nawet gdzie powinniśmy tej planety na niebie poszukiwać (orbituje w naszym kierunku z południowo-wschodniego nieba). W 1983 roku pomiary dokonane w podczerwieni za pomocą teleskopu IR Astronomy Satellite wykryły niezidentyfikowane ciało niebieskie, które mogłoby być poszukiwaną planetą X. Ciało to jest 4-krotnie większe od Ziemi, znajduje się jednak zbyt daleko by identyfikacja była jednoznaczna i porusza się bardzo wolno. Pewność uzyskamy wtedy, gdy zbliży się na tyle, by można było dokonać tradycyjnych obserwacji za pomocą teleskopów.
 

Ślady silnego zderzenia nosi zarówno Uran (zdeformowane jądro) jak i Księżyc krążący wokół Ziemi (kolizja spowodowała przetopienie Księżyca, utratę lotniejszych związków i pierwiastków, a także utratę pola magnetycznego). Najbardziej okaleczona została jednak w wyniku kolizji Ziemia. Po przeprowadzeniu badań planet Układu Słonecznego geofizycy stanęli przed zagadką wyjątkowo cienkiej skorupy ziemskiej. Skorupa stanowi zwykle około 10% masy planety, natomiast litosferę ziemi tworzy zaledwie 0,5% jej masy. Część brakującej litosfery odnaleziono analizując fale sejsmiczne podczas trzęsień ziemi. Okazało się, że materia tworząca litosferę przemieściła się w głąb Ziemi i zalega około 400 km pod powierzchnią. Daje to materię skorupy ziemskiej rzędu 4% masy, a więc wciąż blisko połowę tego, co wydaje się normą. Dodatkową cechą skorupy ziemskiej jest jej niejednakowa grubość. W części kontynentalnej sięga 20-70 km, w części oceanicznej nie przekracza 6 km, przy czym litosfera oceaniczna ma większa masę właściwą niż kontynentalna. Jest też znacznie młodsza. Litosfera kontynentalna liczy sobie około 4 miliardów lat, podczas gdy oceaniczna nie jest starsza niż 200 milionów lat. Żadna hipoteza oprócz kosmicznej katastrofy nie jest w stanie przekonująco wyjaśnić tych różnic. Dokładnie taką katastrofę i jej następstwa opisuje kosmogonia sumeryjska w eposie Enuma Elisz. Kataklizmem tym było rozłamanie planety Tiamat na skutek dwóch potężnych uderzeń - satelity Nibiru, który wbił się w Tiamat, a następnie kolizja z Nibiru po zatoczeniu koła wokół Apsu/Słońca. Nieustający proces tworzenia się litosfery na skutek erupcji roztopionych skał magmowych przypomina proces gojenia się rany zadanej Ziemi 4 miliardy lat temu. W tym czasie też uformowała się (wg Raymonda Sievera z Uniwersytetu Harvarda) atmosfera ziemska na skutek aktu silnego odgazowania. Rozłamanie się płyty kontynentalnej, a następnie odsunięcie Europy i Afryki od obu Ameryk oraz być może także przesunięcie się Antarktydy w kierunku bieguna południowego jest końcowym wynikiem działania sił dążących do uzyskania stanu względnej równowagi po wystąpieniu silnego zaburzenia. Nie jest to już hipoteza, lecz uznana teoria rozłamu i przesuwania się płyt tektonicznych po płynnym podłożu, wysunięta przez Alfreda Wegenera. Musiało minąć pół wieku by teoria kontynentalnego dryfu zyskała miano naukowej. Również w sprawie kosmicznej katastrofy współczesna nauka potwierdza więc w całej rozciągłości informacje zawarte w starożytnych tekstach.
 

Powróćmy teraz do sprawy wojny nuklearnej w starożytności. Czy ślad jej pozostał jedynie w starożytnych tekstach? Okazuje się, że przekazy te zyskały potwierdzenie także w wynikach badań prowadzonych w dzisiejszych czasach. Badania południowej płycizny Morza Martwego wykazały, że właśnie tam zlokalizowana była niegdyś Sodoma i Gomora. Zmiany w strukturze gleby w okolicach Sodomy i Gomory są dokładnie takie same jak w Hiroszimie, a zatem powód zmian także powinien być ten sam. Skorupa denna południowej części Morza Martwego wykazuje niespotykaną twardość, będącą wynikiem gwałtownej atomowej konwersji. Archeolodzy W. F. Albright i P. Harland odkryli ponadto, że ludzkie osady wokół badanego regionu zostały gwałtownie opuszczone w XXI wieku p.n.e. i nie były powtórnie zasiedlane przez następne kilka wieków. Poza tym, woda ze źródeł otaczających Morze Martwe wykazuje nadal skażenie radioaktywne wystarczająco wysokie, by wywołać choroby u ludzi i zwierząt, którzy mają z nią kontakt przez wiele lat. Półwysep Synaj także nosi ślady dawnej eksplozji w postaci blizny tak wielkiej, że zobaczyć ją można jedynie na zdjęciu satelitarnym. Czerń rozrzuconych na dużej przestrzeni okruchów skalnych także nie jest naturalna. Naturalna jest tylko biel wapienia oraz jasny brąz piaskowca, naturalnych skał na Synaju. Nauka nie znajduje na to wyjaśnienia, chyba że zaakceptujemy starożytny przekaz informujący, że Ninurta i Nergal, przybysze z planety Nibiru, zniszczyli tam w czasach Abrahama port kosmiczny. Miejsce, skąd „bogowie" wznosili się do nieba — Górę Ryczących Tuneli. Broń nuklearną najwyraźniej wykorzystano także w dolinie Indusu. Miasto Mohendżo Daro też zostało zniszczone w wyniku atomowej napaści. Epicentrum eksplozji znajduje się w samym środku miasta, a ruiny noszą ślady działania wysokiej temperatury rzędu 2200oC. Jeszcze dziś pomiary napromieniowania przekraczają 20-krotnie normalne wartości.
 

Nie są to jedyne interesujące i niekwestionowane ślady przeszłości. Wyniki badań starych map prowadzone przez prof. Charlesa H. Hapgooda są nie mniej zastanawiające. Nie ma chyba człowieka, który nie słyszałby o mapie tureckiego admirała Piriego Reisa z 1513 roku, będącej kompilacją starszych map źródłowych. Zagadką tej mapy są nie tylko wierne odwzorowania wybrzeży Ameryki i Antarktydy, lecz przede wszystkim to, że Antarktyda została odkryta ponad 300 lat po sporządzeniu tej mapy (w 1818 roku). Nie jest to jedyna mapa godna uwagi. Równie interesujące są mapy francuskiego astronoma i kartografa Orontiusa Finaeusa z 1531 roku, kartografa Gerarda Kremera (Mercatora) z 1569 roku oraz francuskiego geografa Philippe'a Bauche'a z 1737 roku. Wszystkie te mapy nie tylko obejmują nieznaną w tamtych czasach Antarktydę, lecz pokazują zupełnie różne na niej szczegóły, wskazujące na to, że kartografowie ci korzystali z różnych map źródłowych. Każda z wymienionych map wykazuje inny stopień zlodowacenia Antarktydy, a zatem mapy źródłowe powstawały w różnym czasie. Co więcej, na mapie Bauche'a Antarktyda nie jest zwartym kontynentem, lecz składa się z pojedynczych wysp. Dziś wiemy, że to prawda. Wykazały to badania sejsmograficzne przeprowadzone w 1958 roku. Tymczasem Antarktyda była całkowicie wolna od lodu ponad 10 tys. lat temu.
 

Mapa tureckiego kartografa Hadji Ahmeda z 1559 roku pokazuje wyraźnie widoczny pomost lądowy szerokości ponad 150 km łączący Alaskę z Syberią. Pomost taki rzeczywiście istniał i zniknął pod wodą po ustąpieniu ostatniego zlodowacenia.
 

Nie sposób też nie wspomnieć o słynnej Mapie Północy sporządzonej w II wieku n.e. przez astronoma, matematyka i geografa Klaudiusza Ptolemeusza, a odnalezionej w XV wieku. Ptolemeusz działał w Aleksandrii i właśnie w słynnej bibliotece aleksandryjskiej musiały znajdować się dokumenty źródłowe, na podstawie których sporządził swoją mapę. Co w niej takiego interesującego? Na mapie tej zaznaczono lodowce pokrywające północną Europę. Obraz Europy przedstawiony na mapie Ptolemeusza odpowiada czasom około X tysiąclecia p.n.e. Nikt w czasach mu współczesnych ani w czasach gdy odnaleziono mapę nawet nie przypuszczał, że w północnej Europie kiedyś panowały epoki lodowe. Mapa żeglarska Jehuda ibn Ben Zara z 1487 roku powstała na podstawie źródeł jeszcze starszych niż źródła Ptolemeusza, bo zasięg lodowców jest znacznie większy.
 

Zadziwiające są nie tylko szczegóły przedstawione na mapach. Zdumiewająca jest także ich dokładność i umiejętność odwzorowania na płaszczyźnie zakrzywionej powierzchni. Nie było to możliwe bez doskonałej znajomości geometrii sferycznej i umiejętności dokonywania precyzyjnych pomiarów szerokości i długości geograficznej. Jak wiemy, dopiero w XVIII wieku możliwe stały się wystarczająco dokładne pomiary długości geograficznej dzięki chronometrowi skonstruowanemu przez Johna Harrisona (w pierwszą swą podróż weryfikacyjną chronometr wyruszył z Anglii na Jamajkę w 1761 roku). Tymczasem odchylenia na najstarszych mapach, sporządzonych na podstawie jeszcze starszych źródeł nie przekraczają pół stopnia! Mapy te przedstawiono do oceny prof. Richardowi Strachanowi (Messachusetts Institute of Technology). Wnioski były jednoznaczne. Źródła, na podstawie których wykonano mapy wykazywały bardzo zaawansowaną wiedzę. Wyniki tej ekspertyzy potwierdzili także eksperci rozpoznania technicznego Sił Powietrznych USA. Jak to pogodzić z ustaleniami obowiązujących teorii naukowych ? Czyżby i w tym wypadku czerpano z wiedzy przekazanej przez tajemniczą cywilizację, o której absolutnie nic nie wiemy prócz tego, że niewątpliwie istniała ?
 

Klocki układanki zbierane z tak różnych źródeł najwyraźniej do siebie pasują. Najbogatsze w informacje przekazy sumeryjskie zgodne są w wielu szczegółach z aktualnym stanem naszej wiedzy. Oznacza to, że przekazy te najwyraźniej powinniśmy traktować bardzo poważnie.
 

Najprościej byłoby przyjąć założenie przypadkowej zbieżności faktów i odłożyć sprawę na półkę bez komentarza. Nie raz to przecież już praktykowano. Można jednak odłożyć na bok konwencjonalny tok myślenia i przyjąć do wiadomości, że tych przypadków jest jednak zbyt dużo by mogły być li tylko przypadkami, a zatem stare teksty przekazują nam konkretne fakty, którym należy bacznie się przyjrzeć, wyciągnąć wnioski i włączyć zawarte tam informacje do analizy zmierzającej do odtworzenia naszej historii. To, co uparcie przyjmowaliśmy dotąd jako mitologię, najwyraźniej wcale nią nie jest.
 

Sposób opisu historii powstania Układu Słonecznego w eposie Enuma Elisz czy opis manipulacji genetycznych w eposie Atra Hasis wskazywałyby na to, że niewątpliwie tego rodzaju wiedzę mogła posiadać tylko wysoce rozwinięta cywilizacji techniczna. Mamy tu więc dwie możliwości do wyboru. Albo na Ziemi istniała wcześniej cywilizacja o wyższym stopniu rozwoju technicznego niż nasza, albo rzeczywiście w przeszłości odwiedzili nas przedstawiciele obcej cywilizacji. Koncepcja rodzimej wcześniejszej cywilizacji, która doszła do wyższego stopnia rozwoju niż obecna i uległa zagładzie w wyniku globalnej katastrofy czy może nawet nuklearnej samozagładzie, wydaje się mało prawdopodobna. Nie mogłaby to być cywilizacja działająca na ściśle ograniczonym terytorium, np. na Atlantydzie, Kassakarze, czy też może Antarktydzie, jak proponują niektórzy katastrofiści oraz zwolennicy teorii prowadzenia przez ludzkość wojen naprzemiennie za pomocą maczug i energii termojądrowej. Musiałaby to być z pewnością cywilizacja, która nie tylko opanowała i poddała eksploracji cały obszar Ziemi, lecz również opanowała eksplorację kosmosu. Świadczą o tym informacje zawarte w eposie Enuma Elisz. Liczne ślady takiej cywilizacji, odpowiadające co najmniej temu co obserwujemy obecnie wokół siebie, musiałyby pozostać niemal wszędzie w niemałej ilości. Ponadto, rozwój tej cywilizacji do stadium industrializacji nie byłby możliwy bez znacznego naruszenia zasobu ziemskich surowców naturalnych. Ślady istotnego naruszenia zasobu surowców musiałyby być bardzo wyraźne. Można się wprawdzie wciąż upierać, że niedobitki cywilizacji, która sama siebie zniszczyła lub uległa zagładzie w katastrofie o niemałym zasięgu, próbowały zachować dla potomności posiadaną wiedzę. Dlaczego jednak uczynione to zostało w sposób tak zawoalowany, by nie rzec prymitywny? Trudno przecież dopatrywać się tu chęci zaszyfrowania informacji i tym samym podcięcia u korzeni wartości przekazu. Najprawdopodobniej Sumerowie zapisywali po prostu przekazaną im wiedzę z wykorzystaniem dostępnych im środków wyrazu. Można oczywiście zrobić założenie, że Sumerowie zapisując treści Enuma Elisz posłużyli się metaforą, ale wtedy trzeba przyznać jednocześnie, że nasi dalecy przodkowie byli bardziej inteligentni niż ich następcy, bo ci z biegiem czasu treści przekazów z pewnością traktowali coraz bardziej dosłownie. Fakt, że opisywana wiedza z czasem uległa zapomnieniu, również sugeruje, że Sumerowie jednak nie byli jej twórcami a jedynie konsumentami.
 

Scenariusz ten powtarzał się na wszystkich kontynentach. Wszędzie mamy do czynienia z artefaktami, które budzą zdumienie, ponieważ wszędzie brak kontynuacji rozwoju niewątpliwej wiedzy. Bramę Słońca w Tiahuanaco nad jeziorem Titicaca uznaje się za kopalnię wiedzy matematycznej i astronomicznej. Cywilizacja Tiahuanaco nie ma swych korzeni, podobnie jak cywilizacja Sumerów, i choć nie miała tyle szczęścia by znaleźć swych kontynuatorów, pozostawiła po sobie jednak interesujące ślady. Dopiero w latach 60-tych XX wieku udało się odgadnąć do czego służyły platformy ziemne i płytkie kanały zwane przez Indian waru waru. Stanowiły one skomplikowany system agrarny o wydajności przewyższającej dzisiejsze techniki upraw. Po zrekonstruowaniu tych pól okazało się, że nie tylko plony są kilkakrotnie wyższe niż na działkach tradycyjnych, lecz uprawy na tych polach opierają się katastrofalnej suszy, powodziom, a nawet mrozom. Spuścizną Wirakoczów (tajemniczych nauczycieli działających w zamierzchłej przeszłości na terenie Ameryki Południowej) jest także język Indian Aymara. W roku 1980 Ivan Guzman de Rojas wysunął przypuszczenie, że być może język ten jest tworem sztucznym. Ma on doskonale przemyślaną, niesłychanie precyzyjną i jednoznaczną składnię, niespotykaną w żadnym innym naturalnym języku. Dzięki swej analitycznej strukturze można go bez trudu przekształcić w algorytm komputerowy.
 

Pozbawiona korzeni jest także kultura Machu Picchu czy Chavin de Huantar. Prof. Dr Carlos Manes Bandeira uważa, że w Ameryce Południowej jest wiele śladów wskazujących na pobyt tam wysoko rozwiniętej cywilizacji przybyłej nie wiadomo skąd.
 

Podobnie jak w Ameryce Południowej, także w Ameryce Środkowej nie zachowało się wiele przekazów pisanych. Konkwistadorzy i towarzyszący im „misjonarze" starannie niszczyli niemal wszystko, co wpadło im w ręce. Jednak pod koniec XX wieku, w oparciu o starożytne przekazy Majów, zespół uczonych reprezentujących różne dziedziny nauki opracował i opatentował koncepcję silnika rotacyjnego o wyjątkowo dużej mocy i niewielkich rozmiarach. Wiedzy tej zabrakło potomkom Majów w czasach nowożytnych.
 

W starożytnych tekstach hinduskich natomiast bez trudu można odnaleźć opisy nie tylko pojazdów latających, stacji orbitalnych i kosmicznych miast, lecz także środków rażenia przypominających lasery, broń rakietową, a nawet broń nuklearną. Zawarta w wedach wiedza na temat zjawisk atmosferycznych i samej atmosfery jest nie mniej zdumiewająca. Przykłady można mnożyć.
 

Koncepcja odwiedzin obcej cywilizacji lansowana obecnie przez paleoastronautykę wydaje się więc jak najbardziej prawdopodobna. Jest to dziedzina badawcza, którą nawet dzisiaj wielu z nas zbywa pogardliwym wzruszeniem ramion i kpinami o zielonych UFO-ludkach. Tymczasem tego rodzaju zachowawcze podejście do paleoastronautyki można dzisiaj traktować jedynie jako pozostałość skompromitowanego antropocentrycznego punktu widzenia. Być może trudno nam tę koncepcję zaakceptować, lecz z pewnością nie wolno jej a priori odrzucać.
 

Przełom w sposobie myślenia spowodowała dopiero obecna wiedza, która sprawiła, że informacje zawarte w starych tekstach zaczynają stawać się coraz bardziej czytelne i coraz mniej zagadkowe, a tym samym coraz bardziej zdumiewające. Pozostawieni sami sobie ludzie najwyraźniej zatracili swe umiejętności wykonywane pod kierunkiem i przy pomocy nieznanej nam cywilizacji. Tak więc, to kim jesteśmy obecnie, na pewno zawdzięczamy wyłącznie sobie.
 

Nie tylko Wszechświat, ale także nasza Ziemia i jej historia mogą być bardziej interesujące niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić.